Depresja - Rozpoznawanie I Leczenie

“Nic mnie nie cie­szy. Mam có­reczkę, moje wymarzone dziecko, a nie czuję radości, kiedy z nią je­stem. Kiedyś tak nie było. Nie wiem, co się stało, myślę: >>Sytuacja mnie prze­rosła, nie nadaję się na matkę<<. Rośnie we mnie poczucie winy, gdy nie mam ochoty się z nią bawić. Zmuszam się, moje myśli gdzieś odpływają. Chciała­bym zasnąć albo gdzieś wyjechać, uciec. Czasem nie mogę powstrzymać emocji, czuję się rozdrażniona, niecierpliwa, wybucham płaczem, krzyczę – a póź­niej obwiniam się za to. Jakim jestem człowiekiem, skoro krzyczę na dziecko? Moja samoocena pikuje w dół. Mam mętlik w głowie, nie mogę się skupić, jakbym się >>zawieszała<<. Czasem nie wiem, co mówi do mnie mąż. Pyta mnie, co się dzieje. Nie wiem, może wy­paliła się nasza miłość. Nie mam ochoty z nim być, nie mam ochoty na zbliże­nie. I ciągle jestem zmęczona, brakuje mi siły. Może brakuje mi suplementów? Magnezu? Potasu? Żelaza? Pójdę zrobić badania. Jutro. Nie mam siły rozmawiać z koleżanką, jutro oddzwonię, niech mi wszyscy dadzą święty spokój! Nie wiem, czego się boję. Że sobie nie poradzę? Że córka obudzi się w nocy? Że mąż poje­dzie w delegację i zostanę sama? Jestem zagubiona, nie wiem, co robić.”

Tak może wyglądać historia opowiedzia­na przez kobietę chorującą na depresję. Być może słyszeliście podobne… W ta­kiej sytuacji trudno przyznać się przed sobą samym: „Mam depresję”. Już prę­dzej osoby z najbliższego otoczenia za­stanowią się, co się dzieje lub zapytają, co się stało. Czują się bezradni, widzą, ze coś jest nie tak, ale nie wiedzą, jak pomóc.

Depresja to niezwykle powszechna cho­roba. Według statystyk średnio 15 proc. wszystkich ludzi zachoruje na depresję w jakimś momencie życia. WHO podaje, że depresja jest obecnie czwartą przy­czyną inwalidztwa na świecie, a w roku 2025 – będzie drugą.

Terminu „depresja” używamy wszyscy, wręcz powszechnie. W mowie potocz­nej określamy nim stan, kiedy czujemy się apatyczni, nie mamy humoru lub kiedy po prostu przeżywamy trudności życiowe. Chwilowe, nawet znaczące pogorszenie humoru, aktywności czy wzrost lęku nie są chorobą. Natomiast kiedy pewien stan zmienionego funk­cjonowania i samopoczucia utrwali się i będzie istniał codziennie przez kilka tygodni, to należy pomyśleć o depresji.

Najbardziej dramatycznym objawem depresji jest ryzyko samobójstwa. Oso­bie z depresją nie możemy więc mówić: „Przestań się nad sobą użalać”, „Każdy ma problemy” lub „Weź się w garść!”, bo depresja jest tak samo realnym za­burzeniem biologicznym co cukrzyca, a cukrzykowi nie mówi się przecież: „Co ty z tą insuliną? Ogarnij się!”.

Diagnoza depresji opiera się na stwier­dzeniu charakterystycznych objawów. Istotą tej choroby jest niezdolność do odczuwania przyjemności – osoba w de­presji może mieć wiele realnych powo­dów do radości, ale nie dostrzega jej, odczuwając raczej zobojętnienie i od­rętwienie emocjonalne. Nie jest to stan całkowitego braku odczuwania emocji – na chwilę mogą się przebijać jakieś przyjemniejsze uczucia, które jednak szybko mijają, zostawiając po sobie je­dynie pustkę.

Innym typowym objawem depresji jest spadek energii do działania, przekłada­nie pewnych spraw na przysłowiowe ju­tro i rosnąca pula spraw zaległych. De­presję rozpoznamy również po niechęci do podejmowania aktywności lub po rezygnacji z podjętych wcześniej zadań.

Możemy sobie jedynie wyobrazić, jak czuje się osoba, która nie odczuwa przyjemności. Jedze­nie jej nie smakuje, towarzystwo innych ludzi męczy, a nie cieszy, zaś widok otaczającego świata jest dla niej jakby czar­no-biały. A do tego jest niedostatecznie aktywna i nie wywiązuje się ze swo­ich obowiązków. Czuje się okropnie – ma poczucie winy, które skutkuje przekona­niem, że coś jest z nią nie tak. W myślach pojawiają się argumenty i fakty z prze­szłości potwierdzające to przekonanie – przegląd wszystkich klęsk życiowych, nie­powodzeń i zranień. Myśli o przyszłości są równie „czarne”. Brak w nich nadziei, są za to myśli rezygnacyjne, chęć zaśnięcia, śmierci. To kolejny objaw depresji, który możemy nazwać „światopoglądem de­presyjnym”. Nakłada się na to spowolnie­nie psychoruchowe i poczucie, że wszyst­kie działania są zbyt wyczerpujące. W ży­ciu brakuje motywacji i energii, co przez otoczenie, ale również przez samą osobę widziane jest jako lenistwo. Do tego do­łącza „zestaw” objawów somatycznych, częste bóle mięśni, stawów, głowy, za­burzenia snu: wybudzanie w nocy, płytki sen, przedwczesne budzenie się, zabu­rzenia apetytu, chudnięcie oraz zaburze­nia popędu seksualnego. No i lęk, cza­sem silny, z atakami paniki, czasem słab­szy, o charakterze napięcia, niemożności rozluźnienia się. Często pojawia się także zwiększona drażliwość i wybuchowość. Czasami osoby chore mogą odczuwać je­dynie rozdrażnienie lub sprawiać wraże­nie drażliwych i nie spostrzegać u siebie pozostałych objawów choroby. Dlatego tak ważny jest ktoś, kto zauważy zmiany wywołane przez depresję.

Warto dodać, ze opisane objawy mogą występować z różnym nasileniem – od ła­godnych po bardzo nasilone. Nieleczo­na choroba trwa zazwyczaj od 6 do 24 miesięcy, zaś nasilenie objawów może się w tym czasie zmieniać – pogłę­biać lub zmniejszać.

Depresja jest stanem realnie odczuwanego cierpienia, przetwa­rzanym w tych samych obwodach mózgu, które odpowiadają za ból fizycz­ny. Z tego powodu leczenie farmakologiczne jest konieczne i ma na celu złagodzić dolegliwości psy­chiczne chorego przy nasilonych obja­wach depresji.

Tak swoje doświadczenie depresji opi­suje Aleksandra, pacjentka Ośrodka „VIDE”: „Miałam 40 lat, kiedy zachoro­wałam na depresję. Dwa lata wcześniej pojawiła się ona u mojej siostry. Obser­wowałam spustoszenie, jakie w jej życiu wywołuje ta straszna choroba. Nawet nie przypuszczałam, że za dwa lata de­presja dotknie również i mnie. Pomimo objawów, które miałam (problemy ze snem, ciągłe zmęczenie, smutek) nie przyszło mi nawet do głowy, jaka jest tego przyczyna. Nie pomyślałam nawet, żeby zaczerpnąć informacji, poczytać, a już na pewno nie żeby zwrócić się po pomoc. W tamtym czasie często prze­chodziłam koło domu pogrzebowego i wystawy z trumnami. Często przyglą­dałam im się, a kiedy wieko było otwarte, pomyślałam, że to dobry sposób, żeby odpocząć. Każdy raczej boi się śmierci, a dla mnie była ona wtedy bardzo atrak­cyjna. Wprost idealny sposób, żeby ode­rwać się od rzeczywistości i nie czuć już nic. W domu miałam problemy z mężem, który nadużywał alkoholu, jedyna nasza córka dorastała i też sprawiała proble­my, a praca, jaką wykonywałam, była stresująca i wymagająca. Pomimo tych trudności i ciągłego zmęczenia funkcjo­nowałam w miarę normalnie – wywią­zywałam się z obowiązków domowych, a w pracy, choć było mi ciężko, dawa­łam radę. Mój dom był czysty i zadbany, gorzej było z moim zdrowiem. Często się przeziębiałam, miewałam migreny, ciągle coś mnie bolało. Nie chodziłam do lekarza, nie miałam kiedy odpocząć. Nie mogłam czytać książek, choć kiedyś je uwielbiałam. Mało spałam, w pracy zaczęłam popełniać drobne błędy i nie mogłam się skupić. A potem… nie jestem w stanie logicznie wytłumaczyć, co wła­ściwie zaczęło się ze mną dziać. Nieprze­rwany płacz, czerwone, spuchnięte oczy, ciężkie powieki. Brak apetytu i utrata wagi. Po nieprzespanej nocy ogarniała mnie rezygnacja, nie chciało mi się żyć. Jak nigdy wcześniej, przychodziło mi tyl­ko jedno do głowy: albo ktoś mi pomoże, albo sobie coś zrobię.

Za miesiąc opiszemy proces leczenia i wychodzenia z depresji. Proces, który dla wielu pacjentów wydawał się niere­alny, ale finalnie pozwolił im na powrót do normalnego życia.

“Wreszcie umówi­łam się na wizy­tę do psychiatry. Najpierw bałam się zadzwonić, bo bałam się wyjść na ulicę. Podczas wizyty czułam troskę, zainteresowanie i chęć pomocy. Było to dla mnie bardzo ważne, gdyż nie czułam się samotna w swoich lę­kach. Nikomu nie powiedziałam, że mam depresję, zamknęłam się w domu, nie odbierałam telefonów, nie chciałam się z nikim widzieć. Spałam i płakałam, tak naprzemiennie. Często przez sen czułam ból biodra, ale znosiłam to, bo nie miałam siły przekręcić się na drugi bok. Nie myłam się. Czułam nieprzy­jemny zapach, ale nic z tym nie mogłam zrobić. Nie robiłam w domu zupełnie nic. Kiedy ktoś nas odwiedzał, słysza­łam głos, ale nie miałam chęci wstać, żeby się spotkać. Patrząc na siebie w lustrze, zaczynałam płakać – w od­biciu widziałam miernotę, która ponosi jedynie porażki. Myślałam, że jeśli po­wiem, że chcę sobie odebrać życie, to inni odpowiedzą, że to bardzo rozsądne w moim przypadku i że w końcu wpa­dłam na dobry pomysł. Moja depre­sja była stanem, który zamienił mnie w warzywo. Brak motywacji, obojęt­ność, ciągły smutek, zero radości, bez­nadzieja, wewnętrzne cierpienie i myśli samobójcze – tak mogłabym opisać ten czas.

Dzisiaj jestem pod stałą opieką lekarza, korzystam z bezcennej psychoterapii, szukam wskazówek w książkach, które pomogą mi poznać samą siebie i pod­nieść standard mojego życia.”

W leczeniu depresji oprócz farmako­terapii, która pomoże uregulować sen i zmniejszyć odczuwane cierpienie, należy się skupić także na psychotera­pii. Ponieważ jest to choroba związa­na z przeżywaniem stresu, psychote­rapia jest konieczna. Musimy zwrócić się ku psychologii, żeby zrozumieć, co sprawia, że reakcja stresowa i ryzyko chorób związanych ze stresem jest większe, jeśli człowiek odczuwa brak kontroli nad swoim życiem. Zjawisko wyuczonej bezradności sprawia, że nawet jeśli możliwe jest zapanowanie nad stresującymi zdarzeniami, czło­wiek czuje się bezradny i nie podejmu­je działania.

Wyuczona bezradność kształtuje się w wyniku dużej ilości poważnych stre­sujących sytuacji doświadczonych we wczesnym dzieciństwie, takich jak przemoc, uzależnienia, śmierć kogoś bliskiego czy poważne problemy prze­żywane przez rodzinę, na które dziecko nie miało wpływu. Jest to całkowicie zrozumiałe, ponieważ właśnie w pierw­szych latach życia uczymy się przyczy­nowo – skutkowej natury życia i poczu­cia, czy mamy wpływ na przebieg zda­rzeń. Psychoterapia jest szczególnie ważna, bo depresja dotyczy naszych emocji i myśleń, wpływa na samooce­nę i poczucie własnej wartości. Można powiedzieć, że psychoterapia odbudo­wuje to, co choroba zabiera i pozwala odzyskać kontrolę nad własnym życiem – uczy sięgać do zasobów i atutów, aby lepiej radzić sobie ze stresem.

Depresja powoduje, że obraz świata jest zniekształcony: człowiek buduje czarne scenariusze, wydaje mu się, że nad niczym nie ma kontroli, jest bez­radny i czuje się beznadziejny. Jednym z najważniejszych odkryć psychologii potwierdzanych w procesie terapeu­tycznym jest fakt, że możemy zmie­niać swoje przekonania, sposób opi­sywania świata i nastawienie do życia, a tym samym mieć wpływ na swój stan psychiczny.

Tak psychoterapię depresji wspominają uczestnicy terapii grupowej z ośrodka VIDE:

Ania: „Decyzję o terapii podjęłam w stanie totalnego załamania. Nie chciałam już dłużej cierpieć, nie chcia­łam zadręczać najbliższych, nie chcia­łam tak żyć. Początki nie były łatwe, nie byłam wylewna, raczej powściągli­wa. Z czasem uświadomiłam sobie, jak ważne jest opowiadanie o sobie, bo po­magało mi dostrzec problemy, szukać ich przyczyn, a później je rozwiązywać. Na terapii czułam się ważna i mogłam sobie pozwolić na reakcje, które mnie samą zadziwiały: płacz, śmiech, wstyd, wzruszenie, zniecierpliwienie, irytację. Dzięki terapii łagodniej patrzę na lu­dzi i doceniam ich, choć jednocześnie wiem, że nie wszystkim można ufać.”

Małgosia: „O terapii dowiedziałam się od mojej pani doktor z przychod­ni. Ponieważ przygniatały mnie moje problemy i depresja, chwyciłam się jej jak ostatniej deski ratunku. Na terapii doświadczyłam niespotykanej w życiu codziennym szczerości, uwagi i cierpli­wości. Dowiedziałam się, jak mało o so­bie wiem i że mogę nie zamartwiać się nad „rozlanym mlekiem”. Najtrudniej było mi zrozumieć, że to nie świat jest zły, tylko ja na niego patrzę przez czar­ne okulary. Schematy, w których żyłam, zatarły obraz mnie samej. Strasznie trudno wychodziło mi się z mojej sko­rupy i z bólem rezygnowałam z pragnie­nia bycia doskonałą.”

Magda: „Uczestnictwo w terapii było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Mia­łam kłopoty z zaufaniem i otworzeniem się przed ludźmi. Potem dostrzegłam korzyści z mówienia o sobie, bo mo­głam lepiej siebie zrozumieć i poznać inne punkty widzenia. Zobaczyłam, że mój sposób postrzegania świata nie jest jedynym możliwym sposobem interpre­towania rzeczywistości. Po zakończe­niu terapii chcę zrobić wszystko, aby zachować osiągniętą równowagę. Pra­gnę pogłębiać wiedzę, rozwijać umysł i dbać o ciało. Jestem również na dobrej drodze do odbudowania zawieszonych relacji. Teraz odbieram telefony i uma­wiam się na spotkania.”