Depresja To Tylko Choroba. Ma Swój Początek I Koniec

Rozmowa z Moniką Porowską, lekarzem psychiatrą

– Kiedy zaczęła Pani interesować się pomaganiem ludziom? Skąd zainteresowanie tak trudnymi tematami jak depresja, zaburzenia psychiczne?

– Myślę, że chętna do pomagania… po prostu się urodziłam. Nie miałam żadnych rodzinnych związków ze służbą zdrowia. Nikt z moich bliskich czy rodziców nie wykonywał zawodu lekarza czy psychologa… Być może na moją wrażliwość wpływ miał fakt, że będąc jeszcze małą dziewczynką sama dużo chorowałam – często bywałam na reumatologii w szpitalu… to mnie uwrażliwiało na cierpienie, ból. A z drugiej strony, patrzyłam na pracę lekarzy, pielęgniarek. Przyznam, że bardzo mi się to podobało. Imponowało mi to, co robili i miałam poczucie, że to jest ważne.

– Co Pani imponowało? Co to było?

– To, że ci ludzie pomagają innym, że przynoszą ulgę w cierpieniu – leczą, że są wrażliwi, empatyczni. Dorastając, wybrałam studia medyczne. Jednak od początku przeszkadzało mi, że jako lekarze koncentrujemy się głównie na zaburzeniu pracy konkretnego narządu w organizmie człowieka, a nie na samym człowieku. To zmieniło się, kiedy trafiłam na psychiatrię. Tam okazało się, że to właśnie człowiek, kontakt i rozmowa z nim były ważniejsze. Był to duży kontrast pomiędzy tym, czego doświadczyłam wcześniej – będąc jeszcze stażystką w innych oddziałach. Przyznam, że frustrowało mnie to co tam widziałam i często nie zgadzało się z moim światem wartości. Pamiętam jak jeszcze na studiach uczestniczyłam w zajęciach na onkologii. Prowadzący zaproponował, by studenci dotknęli brzucha osoby chorej, po to by wyczuć rzadko spotykanego guza. I tak, po kolei każdy podchodził i dotykał pacjenta… pamiętam, że zrezygnowałam wykonania tego zadania – nie chciałam być dziesiątą osobą, która to zrobi. Nie chciałam mu sprawiać bólu.

– Co jest dla pani ważne w relacji z pacjentem? Mam wrażenie, że szacunek i uważność.

– Tak. Najważniejszą wartością jest szacunek do drugiego człowieka. Szczególnie istotny w zawodzie psychiatry. Pacjenci przychodzą do mnie ponieważ cierpią. Najczęściej nie wiedzą i nie rozumieją z jakiego powodu. Czują się gorsi, krępują się. Przecież w Polsce nadal wizyta u psychiatry należy do czegoś wstydliwego, a poza tym chcemy sobie radzić sami z problemami – to jest zrozumiałe… Ten szacunek do człowieka jest bardzo ważny, bo ktoś w depresji może czuć wstyd… Przecież czuje, że nie radzi sobie z życiem, zawodzi siebie, bliskich… Dlatego podziwiam moich pacjentów za to, że przychodzą po pomoc.

– Kiedy pacjent trafia do Pani gabinetu? W jakiej sytuacji?

– Powiedziałabym, że najczęściej późno… Niektórzy pojawiają się, bo tak doradził im mąż lub żona. Inni mają poważne zaburzenia snu – tak silne, że prawie już nie śpią. Jeszcze inni mają problem z motywacją do jakiegokolwiek działania, albo chodzą od lekarza do lekarza, bo coś im dolega somatycznie, a nie mają świadomości, że podłożem jest depresja.

 

– Czy problemem jest to, że nie wiedzą czym jest depresja? Nie mają świadomości, że po prostu są chorzy?

–  W dużym stopniu, tak. W Polsce mamy potoczną wiedzę na temat depresji. Bez osoby z zewnątrz nie potrafimy sami zobaczyć co się z nami dzieje, bo pełna świadomość z racji choroby nie jest możliwa. Tymczasem wiadomo, że depresja jest chorobą cywilizacyjną. W Polsce cierpi na nią 1,5 mln osób. Kiedy ktoś na nią choruje, zmienia się funkcjonowanie całego jego organizmu, nie tylko mózgu. Jednak bardzo dużo ludzi nie ma świadomości, że ich zachowanie się zmieniło, pogarsza się, narasta i trwa…. Depresja jest mylona potocznie ze smutkiem, „dołem” – także przez samych lekarzy. Stąd depresja czy stany lękowe istnieją potocznie w świadomości raczej jako czyjś brak zaradności, przebojowości – a od tego już blisko do braku zrozumienia, że jest to problem zdrowotny. To powinno się zmienić. Bo jeśli pacjent ma depresję lub nerwicę, powinien być dobrze zdiagnozowany i się leczyć.

– Co pomaga pacjentowi cierpiącemu na depresję?

– Przede wszystkim to, że dowiaduje się, że to nie jego wina, że czuje się tak źle i z różnymi sprawami sobie nie radzi. Taka świadomość pozwala doznać ulgi… Znaczenie ma już sama informacja o tym, że to cierpienie nie jest związane z cechami charakter, ale właśnie z chorobą.

Poza tym, kiedy przychodzi do mnie osoba cierpiąca na depresję, to dla mnie to jest jasne, że w tej chorobie ogląd świata jest zmieniony właśnie przez chorobę. Dlatego edukuję, omawiam z pacjentami wszystkie objawy depresji. Tak, by mieli świadomość czym ta choroba jest, jak zmienia stosunek do świata i samych siebie. Zawsze też informuję, że jest to po prostu choroba – ma ona zarówno swój początek jak i koniec. Co pomaga jeszcze? Farmakoterapia. Zazwyczaj można uzyskać dosyć szybko poprawę używając leków. No i… trzeba dać sobie czas, pozwolić żeby leki zaczęły działać. Jednocześnie nie dodawać sobie i nie pogłębiać cierpienia oraz frustracji, że coś „powinnam”, a nie mogę. Potem zaś warto podjąć terapię. Po prostu dać sobie szansę na zmianę stylu życia na bardziej sprzyjający zdrowiu psychicznemu i poprawić znacząco jakość życia. A to jest zawsze możliwe.