JA NIE PANOWAŁEM NAD SWOIMI EMOCJAMI
Dużo Pan w życiu przegrał pieniędzy?
Do dziś spłacam dług.
Pamięta Pan swoją pierwszą wizytę w salonie gier?
Oczywiście. Pojechałem tam z kolegą. I miałem szczęście – typowe dla osób, które po raz pierwszy grają. Postawiłem 20 zł, a wygrałem od razu… 800 zł. Przypuszczam, że gdybym wtedy przegrał to skończyłoby się na tym pierwszym razie. I nigdy więcej bym nie zagrał… Zawsze byłem wielkim przeciwnikiem hazardu…
A tymczasem?
Tymczasem jeszcze tego samego dnia wydałem pieniądze, które wygrałem – oczywiście na grę. I wszystko przegrałem.
Ile lat trwała ta przygoda z hazardem?
Grałem w sumie przez 4 lata. W ostatnich miesiącach byłem w kasynie dwa, trzy razy dziennie…
Co takiego ważnego dawały Panu wizyty w kasynie? Domyślam się, że nie zawsze Pan wygrywał więc nie chodziło o pieniądze…
Przede wszystkim liczyła się atmosfera – w kasynie był inny świat. Lepszy, ładniejszy niż ten na co dzień. Ja wchodząc do kasyna miałem poczucie, że przenoszę się na inną planetę. I sam zaczynałem czuć się kimś wyjątkowym, ważnym… Wiem, że to, że to miejsce tak na mnie działało, to kwestia marketingu kasyna – te kasyna są tak projektowane, by ludzie czuli się jak w innym, lepszym świecie. Ale ja to lubiłem. Bardzo dobrze się tam czułem. Podobała mi się ta elegancja i kultura z jaką mnie traktowano. Wystrój kasyna. To naprawdę był inny, lepszy świat.
To kiedy zaczął Pan myśleć o terapii? Kiedy Pan poczuł, że coś jest nie tak?
Wtedy, kiedy okazało się, że mam problem ze zdolnością kredytową – uświadomiła mi to pani w banku. To był pierwszy sygnał. Ale niczego to jeszcze w moim życiu nie zmieniało. Poza tym – trafiłem do Ośrodka Vide już wcześniej. Poszedłem jeszcze ze swoją ówczesną partnerką na terapię par. Już wtedy zaufałem terapeutom. Dobrze się tam poczułem. Potem więc wróciłem, z innymi, osobistymi problemami. I trafiłem na terapię indywidualną…
Wielu ludzi wstydzi się tego, że chodzi na terapię.
Ja nie. Dla mnie wizyta u psychologa czy terapeuty nigdy nie była i nie jest niczym wstydliwym – tak jak inni lekarze leczą schorzenia gastryczne czy narządów ruchu, tak psycholodzy pomagają pracować nad swoją psychiką. To w trakcie terapii indywidualnej okazało się, że mam problem z uzależnieniem od hazardu… Niby sam już coś wiedziałem, czytałem różne informacje w Internecie – ale to co daje bezpośredni kontakt z terapeutą jest nieporównywalne. Relacja, jaką się buduje, to, że jest się traktowanym indywidualnie, to, że terapeuta pyta, słucha uważnie – to wszystko było nie do przecenienia.
Skoro to było tak trudne dla Pana do zauważenia – na co zwróciłby Pan uwagę innym hazardzistom, osobom czytającym te słowa? Kiedy, Pana zdaniem, zapala się czerwona lampka ostrzegawcza?
Zawsze byłem uczciwym człowiekiem. Tymczasem będąc w czynnym uzależnieniu od hazardu stałem się… mistrzem oszustwa. Okłamywałem wszystkich i byłem w tym doskonały. Myślę, że moment, w którym zaczynamy ukrywać przed bliskimi co robimy, na co wydajemy pieniądze to moment ostrzegawczy. Warto też zwracać uwagę na to, jak człowiek – grając – się zachowuje. Kiedy grałem na automatach to – wiadomo: człowiek się denerwował, cieszył. Ale kiedy wciągnąłem się w grę w ruletę… wtedy wychodziło ze mnie zwierzę. Ja nie panowałem nad swoimi emocjami, nad ekscytacją, złością, euforią, rozpaczą.
Co Pan zawdzięcza terapii?
Przede wszystkim to, że terapeuta mi uświadomił moją chorobę i że dzięki temu mogłem coś zrobić. Ale najważniejsze jest to, że nareszcie przestałem się męczyć – wcześniej, ciągle zastanawiałem się nad tym czy jestem uzależniony czy nie. Ciągle zastanawiałem się czy mógłbym pójść od czasu do czasu do kasyna i znów zagrać. I ilokrotnie próbowałem coś z tym zrobić, coś zmienić – to było jakieś obsesyjne myślenie… Teraz wiem, że jestem uzależniony, że nie mogę grać. Nawet w banalnego Totolotka. Ta świadomość uspokoiła moje myśli. Umiem też wyciszać siebie i te chwile, kiedy chęć zagrania znów wraca. Kiedyś przez 80 procent dnia walczyłem sam ze sobą, by nie pójść do kasyna… Dziś taki „nawrót” trwa 30 minut. Umiem sobie z nim poradzić.