Pozbywanie Się Wstydu (Cz.1)
TERAPIA GRUPOWA DLA KOBIET UZALEŻNIONYCH OD JEDZENIA – GRUPA „ZAJADACZEK”
Zazwyczaj gdy myślimy o psychoterapii grupowej, pojawia się obawa i sprzeciw – nie wyobrażamy sobie tego, żeby mówić o osobistych problemach w grupie. Nie chcemy się odsłaniać, głównie z powodu… wstydu. Wstydzimy się tego, że nie idzie nam tak, jak trzeba, że coś nas przerasta, że ciągle nam się nie udaje.
Osoby, które nadmiernie jedzą, objadają się, mają wstydu pod dostatkiem. Wstydzą się tego, że jedzą za dużo, później wstydzą się konsekwencji objadania, czyli własnego wyglądu. Wstyd nas zamyka, oddziela od innych i powoduje, że chcemy rozwiązać problem sami – poradzić sobie z nim szybko, po cichu, żeby nikt się nie dowiedział.
Relacja uczestniczki terapii:
„Gdyby ktoś kiedyś mnie poprosił, żebym publicznie przyznała się, że jestem uzależniona od jedzenia… Chyba zapadłabym się pod ziemię ze wstydu… Tak, ze wstydu. Bo to, że jestem uzależniona od jedzenia, to wiem już od dawna, ale żebym miała głośno to wypowiadać? Nie… Często oglądałam filmy, programy, reportaże o alkoholikach uczestniczących w terapiach grupowych… Zawsze mnie to fascynowało. Dlatego, iż odkąd zdiagnozowałam samą siebie, że jestem uzależniona od jedzenia, często porównywałam się do alkoholika. Też byłam „pijana”, też byłam „skacowana”, też przechodziłam detoks…
Słyszałam, że takie grupowe terapie dla osób uzależnionych są bardzo pomocne, że pomagają wyzdrowieć, że otwierają i „wyciągają z czarnej dziury” tego zalęknionego, chorego i zamkniętego w sobie nałogowca.”
Motywacja do rozwiązania problemu przychodzi w różnych okolicznościach i czasie: jednemu pomaga nadzieja, że innym się udało, do drugiego przemówią konsekwencje objadania się, np. utrata dobrego zdrowia, niesprawność, trzeciemu zaś pomoże wsparcie i poczucie, że zaczyna być swoim sojusznikiem, a nie wrogiem. Natomiast nikt nie zacznie się leczyć, kiedy się wstydzi i obwinia za to, że ma problem.
Kiedy namówiłam na terapię w ośrodku zamkniętym mojego uzależnionego od alkoholu przyjaciela, nie do końca wierzyłam, że można aż tak odmienić swoje życie, że człowiek jednak może pokonać zupełnie tę chorobę, jaką jest nałóg. Dziś, po 8 latach od wyjścia z ośrodka mojego zdrowego do dziś przyjaciela wiem, że można. A jako że swoją chorobę odkryłam właśnie dzięki nałogowi mojego przyjaciela, często się z utożsamiałam z alkoholikiem. Zastanawiałam się wtedy, czy gdyby mnie skierowano na taką grupową terapię, wyleczyłabym się całkowicie z nałogu?
Przede wszystkim nie istniały wtedy takie terapie, a poza tym leczenie alkoholika jest o tyle „łatwiejsze”, że alkoholik całkowicie odstawia chorobliwą substancję i staje się ekstremistą. „Nie piję” – co oznacza „Nie piję alkoholu w żadnej, choćby zastępczej postaci”. A ja? Jedzeniocholik? Żarłok? Łakomczuch? Nie mogę całkowicie odstawić jedzenia, a szkoda, bo na pewno byłoby mi łatwiej, nie mogę nie jeść, a co gorsza, moje codzienne życie toczy się, niestety, wokół jedzenia… Choćbym nie wiem jak chciała, to nie ma nawet kwadransa, który pozwoliłby mi „odstawić” myśli czy też myślenie o jedzeniu. Ono jest. Było i będzie.
Jak więc sprawić, żeby o nim nie myśleć? Jak wyzdrowieć? Jak się wyleczyć?
Dojrzałam w końcu do terapii indywidualnej. Spotkałam na swojej drodze terapeutkę, która „przeprowadziła” mnie za rękę przez całą moją życiową drogę, kiedy to byłam jeszcze małą dziewczynką aż do dziś, czyli momentu, w którym jestem dojrzałą, wciąż jeszcze ważącą za dużo kobietą, ale za to pewną siebie, świadomą i znającą swoją wartość. Przez długi czas wspólnej pracy nauczyłam się rozpoznawać swoją chorobę i jej symptomy, hamować pojawiające się nawroty, przeciwdziałać, zapobiegać. Zdobyłam ogromną wiedzę o swojej chorobie i nauczyłam się siebie. Brakowało mi jednak takiej „kropki nad i”, czegoś głębszego, i jako osoba chora, w okresie zdrowienia pragnęłam dzielić się z kimś z wiedzą, swoim doświadczeniem, pragnęłam pomagać innym…
W międzyczasie, kiedy mieszkałam przez krótki czas za granicą, a emigracja powodowała nawroty choroby, przeczytałam na forum, że w Paryżu i innych większych miastach we Francji powstały grupy wsparcia stylizowane na grupy Anonimowych Alkoholików – były to grupy Anonimowych Obżartuchów (dokładnie tak!). Ciekawiło mnie, a jednocześnie wolałam terapię indywidualną. Czułam się bezpiecznie, nikomu nie musiałam się przyznawać do swojej choroby.
Moja terapia indywidualna zakończyła się sukcesem, jednak czułam się tak, jakbym ukończyła studia wyższe w indywidualnym
toku nauczania… I wtedy moja terapeutka zadzwoniła z propozycją udziału w terapii grupowej dla kobiet uzależnionych od jedzenia. Ucieszyłam się, że zostałam tak wyróżniona, po czym ogarnęły mnie wcześniejsze obawy.
Jednak poszłam na pierwsze zajęcia…
Niedługo ciąg dalszy…