POZNAŁEM I POLUBIŁEM SIEBIE

O tym jak trudno uznać, że jest się uzależnionym od alkoholu oraz o tym, co może zmienić terapia, opowiada Wojciech.

Od ponad roku Pan nie pije. Przeszedł Pan terapię i wygrał z nałogiem. Co było dla Pana najtrudniejsze?

Nie lubię określania „walka”, ponieważ walka to takie działanie, w którym nie ma remisu – ktoś przegrywa, ktoś wygrywa. Ja zaś po prostu zaakceptowałem, że jestem chory – tak jak ktoś choruje na cukrzycę, tak ja choruje na chorobę alkoholową… A co było najtrudniejsze? Najtrudniejsze było… uznać właśnie, że… jestem uzależniony! Tym bardziej, że początkowo piłem tylko jedno, dwa piwa… Jak inni, w towarzystwie – na spotkaniach rodzinnych czy z przyjaciółmi.

Choroba alkoholowa rozwija się czasem przez wiele lat…

Tak. Alkohol, jako środek psychoaktywny rozluźniał mnie, relaksował…  Robiłem się śmielszy, odważniejszy. Dobrze się po nim czułem, więc z czasem zacząłem pić już sam w domu – po kryjomu. Po pewnym okresie, piłem każdego dnia. Wręcz, pod jakimkolwiek pretekstem, wychodziłem z domu do sklepu, żeby kupić alkohol – na początku piwo, potem wódkę. W ciągu ostatniego roku zanim podjąłem terapię, właściwie piłem codziennie… Ale mimo to, uważałem, że wszystko jest okej. Czasem ktoś mi mówił „Ty chyba masz problem z alkoholem”, na co zawsze reagowałem zdumieniem – „Ja? Ja przecież chodzę do pracy, mam dzieci, żonę, ze wszystkim sobie radzę!” Niczego nie zmieniał fakt, że przestaliśmy się z żoną  dogadywać. Kłóciliśmy się, coraz częściej… mieliśmy do siebie mnóstwo pretensji, przestaliśmy się rozumieć. Mimo to, piłem dalej. Nawet kiedy poszliśmy na terapię małżeńską – i kiedy już na pierwszym spotkaniu pani Ewa Kubisiak powiedziała, że jestem uzależniony… moja reakcja była taka „Jak to? To niemożliwe! Jak chcę to mogę przestać pić! Mnie ten problem nie dotyczy”.

Opinia specjalisty nie zburzyła Pana dotychczasowego myślenia?

Pani Ewa w delikatny, ale jednoznaczny sposób dała mi do myślenia. Ja jednak nadal się broniłem. Postanowiłem podjąć terapię jedynie dla świętego spokoju. Na początku chodziłem na spotkania indywidualne, ale jednocześnie nadal wieczorami piłem. To co się zmieniło, to jedynie ilość wypijanego alkoholu. Zacząłem pić mniej… Dzisiaj wiem, że mechanizmy tej choroby tak silnie we mnie działały i że cały czas za wszelką cenę broniłem się, by nie zobaczyć prawdy.

To kiedy nastąpił przełom?

Pewnego dnia, kiedy siedziałem sam wieczorem – oglądałem telewizję, piłem alkohol… Pamiętam moment, kiedy moja żona weszła do salonu. Przyznam, że tamtego wieczora byłem już – mówiąc kolokwialnie – nieźle wstawiony i myślałem, że czeka mnie kolejna awantura. Tymczasem moja żona podeszła do mnie, objęła mnie i powiedziała „Ja widzę, że się z tobą coś złego dzieje… I ja ci pomogę”. I wtedy coś we mnie pękło. Przyznałem, że mam problem, że jestem wobec niego bezsilny, że potrzebuję pomocy…

O takich osobach, które mają taki problem jak Pan mówi się, że są „alkoholikami wysokofunkcjonującymi” – nie stracili z powodu picia ani pracy, ani rodziny. Dobrze prosperują. Tym trudniej im dostrzec problem. Co by dziś Pan im powiedział?

Niech się zastanowią, czy potrafią nie pić przez tydzień albo przez dwa tygodnie. A kiedy nie będą pić, niech bacznie siebie obserwują – jak to niepicie wpływa na ich zachowanie? Co się będzie z nimi działo, jak będą się czuć? To najlepszy sprawdzian czy jest się uzależnionym czy nie.

Co Pan zawdzięcza terapii?

Jestem bardzo zadowolony, że byłem na terapii – szczególnie u Pani Ewy Książek-Kubisiak i w Ośrodku Vide. Chodziłem na terapię grupową, która trwała codziennie tylko 5 godzin – po czym, wychodziłem z terapii i wracałem do domu. Musiałem normalnie funkcjonować. Jednocześnie, dzięki temu, każdy problem jaki miałem w życiu codziennym, mogłem omówić na terapii i ten problem rozwiązać.  Dziś zaś jestem szczęśliwym człowiekiem. Jestem wreszcie w 100 procentach ojcem – kimś, kto ma czas dla dziecka i umie go z dzieckiem spędzać. Może gorzej z rolą męża w moim wykonaniu… (śmiech). Ale już umiem rozwiązywać problemy wspólnie z żoną w sposób racjonalny. Nareszcie twardo stąpam po ziemi. Mam swoje zdanie. Stawiam innym ludziom granice i bronię tych granic. Wcześniej miałem z tym problem…. Teraz czuję swoją wartość, wiem kim chcę być – umiem wyrażać siebie, bez względu na to czy robię to wobec swojego przełożonego czy  kolegi. Nie boję się być sobą. Ta terapia, oprócz wiedzy, którą dała mi na temat uzależnienia, pozwoliła, że poznałem swoje mocne i słabe strony. Poznałem i polubiłem siebie.