TRUDNO BYŁO ZAAKCEPTOWAĆ, ŻE „JESTEM DDA”
O tym, kim są Dorosłe Dzieci Alkoholików i jak ważna w leczeniu tych problemów jest terapia grupowa opowiada Adrian.
W psychologii i terapii uzależnień „syndromem DDA” określa się specyficzne problemy społeczne i emocjonalne osób, które z takich domów się wywodzą. Oprócz tego takiej nazwy używają grupy samopomocowe dla osób z „rodzin alkoholowych”.
Jak Pan się poczuł, kiedy pierwszy raz usłyszał, że właśnie to Pana tzw. syndrom DDA dotknął?
Kiedy pierwszy raz usłyszałem, że „jestem DDA” byłem w bardzo silnym szoku. Przestraszyłem się tego określenia. Pomyślałem, „O co chodzi? Przecież ja miałem szczęśliwe dzieciństwo!”.
Dla każdego określenie „szczęśliwe dzieciństwo” może znaczyć co innego – jak Pan je wówczas rozumiał?
Moi rodzice byli hippisami. Ja sam od 6 roku życia słuchałem w Trójce Listy Przebojów Marka Niedźwieckiego, płyt Breakout’u, Tadeusza Nalepy… W domu było wesoło, luźno… Mam młodszego brata. U nas, co tydzień były imprezy… Rodzice byli liberalni. Przez wiele lat uważałem więc, że moje dzieciństwo było udane, a ja pochodzę z fajnej rodziny. Dopiero na terapii poczułem, że tak naprawdę czegoś mi już wtedy brakowało. Bo terapia DDA to odkrywanie zakamarków swojej duszy i mózgu… Tutaj wielki ukłon w stronę Ewy Kubisiak – by dotrzeć do tych zakamarków, każda z osób uczestniczących na terapii musi się czuć bezpiecznie i czuć zaufanie. A Ewa umiała stworzyć taką atmosferę. I choć trudno było mi zaakceptować, że „jestem DDA”, to dzięki Ewie, sama terapia DDA okazała się bardzo fajnym, głębokim przeżyciem – przeżyciem, które odbywasz razem z innymi ludźmi, w grupie. I to takimi ludźmi, którzy mają bardzo podobne problemy, co ty.
Czy czuje Pan, że DDA są do siebie podobne?
U mnie w grupie jest 9 osób – średnia wieku to między 30 a 40 rokiem życia. Każdy ma rodzinę, pracuje. Każdy więc jest dobrze sytuowany, radzi sobie w życiu, ale historie, które się tam pojawiają… są bardzo ciężkie i dramatyczne. Czy są podobne? Tak. Ludzie dużo mówią o sobie, swoich uczuciach. Kiedy pierwszy raz usłyszałem koleżanki i kolegów z terapii, ich historie i doświadczenia, pomyślałem – kurczę, ja czuję, czułem to samo i tak samo robiłem, tak samo reagowałem… I poczułem, że nie jestem sam ze swoimi problemami i swoją wrażliwością. Myślę, że pozostali uczestnicy terapii czują podobnie. Na terapii uświadomiłem sobie, że w domu rodzinnym brakowało mi poczucia bezpieczeństwa. W piątki, soboty i niedziele, owszem, było wesoło, była zabawa; ale w tygodniu ciągle były awantury. Emocje wahały się więc od skrajności do skrajności. Moi rodzice raczej nie byli dopasowanym małżeństwem… A mój brat chyba nie poradził sobie z tym do dziś. Dziś sam jest uzależniony i ma bardzo skomplikowaną sytuację osobistą…
Czym Pana zdaniem charakteryzują się DDA?
DDA mają niską samoocenę. I jak kiedyś to nazwałem – są niewolnikami bycia wobec wszystkich i wszystkiego w porządku. Ulegają innym, by ci czuli się dobrze. A sami tłumią własne emocje i potrzeby. Nic więc dziwnego, że sięgają po środki zmieniające świadomość. Jest też kilka ról, jakie mogą odgrywać dzieci z rodzin alkoholowych w swoich domach – kozioł ofiarny, bohater rodzinny, maskotka… Ja okazałem się być bohaterem rodzinnym. Umiałem sobie poradzić ze wszystkim. I zajmowałem się i opiekowałem wszystkimi, tylko nie sobą.
To ciekawe, że w takim razie postanowił się Pan zająć sam sobą i poszukał pomocy…
Wiedziałem już od dłuższego czasu, że dzieje się źle w moim życiu. Ale wcale nie zajmowałem się sobą. Problemy zaczęły się, kiedy w 2010 roku – po 8 latach – wróciłem z Wielkiej Brytanii. I zacząłem pracować z tatą, którego akurat… dopadł kryzys. Tata miał bardzo dużo długów. Nachodzili go komornicy, windykatorzy, policja… Pojawiły się sprawy w sądach przeciwko niemu, które skutkowały zajęciem jego majątku. To się odbijało na całej rodzinie… Wtedy po raz pierwszy trafiłem na terapię do Vide. Nie mogąc udźwignąć takiej ilości napięć, zacząłem się izolować od ludzi i zacząłem pić. Na początku w weekendy – od piątku do niedzieli. Potem zaczęło się to wymykać spod kontroli – piłem już w ciągu tygodnia. Psychiatra stwierdził u mnie zarówno depresję, jak i syndrom DDA. Chodziłem więc przez pół roku na sesje indywidualne, brałem też leki na depresję – przez rok byłem na takiej kuracji antydepresyjnej. Potem podjąłem terapię uzależnień. A następnie terapię DDA. Dzięki terapii poprawiły się moje relacje z ludźmi.