Uzależnienie Od Jedzenia
Ktoś mi kiedyś zadał pytania: kogo uważamy za nałogowca? Kim jest człowiek uzależniony? Kiedy zaczyna się uzależnienie? Czym jest nałóg?
W dzisiejszych czasach jest to zjawisko bardzo często spotykane. Nazwałabym je wręcz chorobą cywilizacyjną dzisiejszych czasów. Jednak myśląc o nałogowcu, od razu mamy przed oczyma kogoś uzależnionego od: alkoholu, narkotyków, albo komputera, używek, papierosów. Myślimy, że to nas nie dotyczy, że my nie mamy takich nałogów. Tymczasem wielu z nas, wracając do domu po ciężkim, stresującym dniu pracy, od razu kieruje się do cukierni lub najbliższego sklepu i kupuje mnóstwo niezdrowych, tuczących produktów – przeważnie słodyczy. Ale nie tylko – to może być niezdrowe jedzenie z fast foodu czy inna przekąska, którą lubimy i na którą często mamy ochotę. Tłumaczymy sobie, że po prostu jesteśmy głodni. A poza tym mamy za sobą tak ciężki dzień – nie wspominając o tym, ile nas jeszcze czeka, jak wrócimy do domu. Taka tabliczka nadziewanej czekolady nie jest więc niczym złym. „A co tam” – tłumaczymy sobie, przecież mogę pozwolić sobie na taką przyjemność, prawda? Wsiadamy do samochodu i oddajemy się tej przyjemności. Tak, PRZYJEMNOŚCI.
Zjadamy wszystko po drodze, a kiedy jesteśmy już w domu nie mamy ochoty na obiad, bo tak już jesteśmy przesyceni. A potem „zapominamy” o tych kupionych wcześniej słodyczach czy przekąskach i zaczynamy narzekać, jakie to wszystko jest niesprawiedliwe. Bo tak naprawdę to niewiele co jemy, a kilogramów wciąż przybywa. I tak niemal co dzień. Brzmi znajomo? Jedna z moich pacjentek opisała to błędne koło w następujący sposób.
Opowieść Joanny
Kiedy wracam spięta, zestresowana z pracy, automatycznie podchodzę do szuflady i wyjmuję paczkę wafli, (którą zawsze trzymam „dla gości”). Pół kilo znika w ciągu 15 minut… To wszystko przez te nerwy. Kiedy ja będę miała normalne życie? – zadaję sobie idiotyczne pytanie…
A wieczorem? Wszyscy już poszli spać… a ja, co? Zjadłam już wszystko, co tylko mi się zmieściło i niedobrze mi. Wezmę coś od wątroby, to mi ulży prawda? Z ulgą uwalniam się z za ciasnych już dawno spodni (dobrze, że mają gumkę) i z obrzydzeniem patrzę w lustrze na swój wystający brzuch. Jak ja tego nienawidzę! Muszę z tym skończyć, muszę schudnąć, nie mogę tak dalej żyć! W co ja się jutro znów ubiorę? Nie mam nawet ochoty iść do pracy… Dlaczego tak jest?
Zadzwoń do nas!
I jak zwykle zasypiam z płaczem…Rano budzę się „skacowana”, niewyspana, obolała i… jeszcze bardziej nieszczęśliwa. Tymczasem świat żyje swoim życiem – na dworze świeci piękne słońce, śpiewają ptaki, więc w sumie, dlaczego by tu czegoś nie zmienić? Już wiem! Zmienię wszystko, mam dość tego dotychczasowego życia. Od dziś dieta. Dieta i koniec. Od dziś będę też spacerować, biegać, może nawet pójdę na siłownię, oj w końcu tylu ludzi jest grubych i udaje im się schudnąć. Jestem za to młoda, nawet ładna, inteligentna. Dam radę. Wertuję Internet, czytam forum XXL, robię sobie zdrowe śniadanie. Już zawsze będę jadła takie zdrowe dietetyczne śniadania. Tak, wiem, wiem, 5 małych posiłków dziennie i ruch. Szykuję sobie sałatkę na drugie śniadanie. Włączam muzykę i podśpiewuję. Dam radę, to w sumie nie takie straszne. Idę do pracy. Szef znów mnie wzywa, znów coś zrobiłam źle. Czuję napięcie, jestem zdenerwowana – jakiś pączek do kawki poprawiłaby mi humor (a może nawet dwa, bo co to jest jeden dla mnie?) – ale co z moją sałatką? Miałam być mądra! Jednocześnie dzwoni do mnie mama z pretensją, że dawno jej nie odwiedzałam, a potem mąż, że bank przysłał ponaglenie w sprawie kredytu… Za dużo tego wszystkiego, za dużo jak na jedną osobę. Chyba nie dam dziś rady z tą dietą. O godzinie 10.00 otwieram pudełko, skubię sałatkę. Nie smakuje mi. Pytam nagle, czy nie trzeba wysłać korespondencji. Koleżanki ochoczo oddają mi plik listów. Biegnę najpierw do Żabki, wydaję kolejne 50 złotych na słodkości, z czego ponad połowę zjadam po drodze (jutro się wezmę za to cholerne odchudzanie!!!). Lekko uspokojona wracam do pracy, resztę zakupów „przemycając” w torebce. Och, kiedy ten dzień się skończy? Wychodzę najszybciej, jak potrafię i znów… sklep. Zjadam prawie wszystko, mało nie pęknę i jadę do domu. Nie mam ochoty na obiad, a wieczorem znów znajduję paczkę wafli, czekoladę i pojemnik lodów… Pójście do łóżka kończy się płaczem… zaraz, zaraz…. przecież wczoraj było dokładnie tak samo… i przedwczoraj też… i właściwie codziennie jest tak samo. A może coś jest ze mną nie tak? Może ja jestem chora? Może potrzebuję pomocy?
Kolejne dni są identyczne… I tak właściwie trwa to od kilku… lat, a może nawet kilkunastu? Co jest ze mną nie tak?
Dlaczego w uzależnieniu od jedzenia najważniejsza jest psychoterapia?
Uzależnienie od jedzenia jest takim samym uzależnieniem jak uzależnienie od alkoholu, narkotyków, leków, gier… Jest to uzależnienie, o którym wciąż mówi się mało, za mało. Bo liczba osób nim dotkniętych wciąż wzrasta.
Dlaczego mówi się tak mało o uzależnieniu od jedzenia? Ponieważ wszystkim nam się wydaje (łącznie z osobami, których to dotknęło), że osoba otyła po prostu za dużo je, więc nic prostszego… powinna TYLKO przestać jeść, wziąć się za ćwiczenia i temat „załatwiony”. Tak, załatwiony tylko na chwilę. Przez 3-4 tygodnie (tyle średnio wytrzymujemy na diecie) mamy pełno zapału i energii, stosujemy dietę (często wydając na nią ciężkie pieniądze), ćwiczymy, chudniemy i wydaje nam się, że podbijemy cały świat. A tymczasem nałóg – tylko na tę właśnie chwilę, schowany „pod dywanem”, przyczajony za rogiem, z ogromną chęcią do nas wraca i znów nas pokonuje. Po jakimś czasie podejmujemy kolejną próbę, walczymy… I znów przez chwilę wydaje nam się, że tym razem DAMY RADĘ… I znów porażka… I znów od JUTRA…
Takie powroty do nałogu i zataczanie się w błędnym kole powoduje coraz większą frustrację, a nawet depresję.
Psychoterapia w tego typu chorobie jest NAJWAŻNIEJSZA – dieta i ruch są na drugim miejscu. Stosowanie tych trzech elementów jednocześnie, z upływem czasu przyniesie oczekiwane rezultaty. Pamiętajmy o tym, że nasz nałóg nie zrodził się bez powodu. Często jest skutkiem braku miłości, osamotnienia, odrzucenia, braku akceptacji… Psychoterapia pozwoli nam znaleźć przyczynę, skąd się u nas wzięła ta choroba, kiedy powstała i z czego wynika? Jeśli zrozumiemy, w jaki sposób powstał nasz nałóg, bardziej poznamy siebie. Będziemy uczyć się siebie na nowo, poznamy i odkryjemy wiele ciekawych rzeczy na nasz temat. Wrócimy się do czasów dzieciństwa, bo to najprawdopodobniej właśnie wtedy zrodził się nasz nałóg… Psychoterapia pozwoli nam „wybić się” ponad wszystkie nasze kompleksy, uwierzyć w siebie, pomoże nam „odpierać ataki”. Psychoterapia pozwoli nam pokochać siebie i zaakceptować. Bo żeby wyzdrowieć, musimy nauczyć się akceptować siebie i kochać właśnie SIEBIE! Ale warto, naprawdę warto. Przestaniemy się wstydzić tego, że jesteśmy grubi, bo tak naprawdę, to nie chodzi o grube ciało, tylko o „grubą” duszę. To duszę trzeba najpierw „odchudzić”, wyleczyć, a dopiero potem zająć się ciałem. A MY WSZYSCY myślimy na odwrót: schudnę = to będę szczęśliwa.